Z małego miasta w wielki świat! Marta Chodyńska z Koła realizuje swoje wokalne i taneczne marzenia!

0
733

Jest dowodem na to, że niezależnie, na jakim podwórku się wychowałeś, i z jak małej miejscowości pochodzisz, zawsze, gdy tylko chcesz i masz wystarczająco dużo zapału, możesz osiągnąć wszystko, o czym marzysz. Marta Chodyńska urodziła się w Kole. Tu spędziła dzieciństwo, ale odkąd pamięta, zawsze ciągnął ją świat i fascynowało duże miasto. – Chciałam wyjechać, bo dusiłam się w Kole. Tutaj nie miałam teatru, dobrego kina, a ja od zawsze interesowałam się śpiewaniem i aktorstwem – wspomina.

Nie przez przypadek zatem wybór szkoły średniej padł na wówczas jeszcze Zespół Szkół Plastycznych w Kole. – Stało się tak za namową rodziców, którzy wcześniej zapisali mnie także do szkoły muzycznej, gdyż praktycznie całe moje dotychczasowe życie malowałam, śpiewałam i pisałam piosenki. W plastyku poznałam fantastycznych ludzi. Zresztą, w ogóle środowisko tej szkoły jest wyjątkowe, i lata nauki w niej utwierdziły mnie w przekonaniu, że w tym kierunku chcę dalej podążyć. Zdecydowałam się zatem po maturze na wyjazd do Warszawy. Wiedziałam, że to będzie stolica, bo czułam, że się w niej odnajdę. I rzeczywiście tak się stało.

W Warszawie Martę aktorstwa uczył świetny Piotr Filonowicz. Nie brakło jej czasu także na tańce latynoamerykańskie, ale pierwsze, co zrobiła, to założyła zespół muzyczny, potem drugi, trzeci i czwarty, na początku współtworząc dla nich utwory. – Miałam pomysł na siebie, a dodatkowo dopisało mi szczęście, bo trafiłam na fantastycznego perkusistę, Krzysztofa, który stwierdził, że skoro potrafię komponować, to powinnam śpiewać swoje autorskie piosenki. Więc wtedy, będąc natchniona zespołami gotyckimi, postanowiłam, że uderzymy właśnie w takie klimaty. Śpiewałam trochę ostrzej, czyli gotyk i mocny rock. Tak było przez kilka lat, aż w końcu poznałam muzyka, didżeja Mishę, który tworzył muzykę klubową, elektroniczną. Napisał do mnie z propozycją współpracy nad piosenką, do której miał tylko podkład. Zgodziłam się napisać linię melodyczną, słowa i zaśpiewać. Efekt bardzo mu się spodobał i tak zaczęliśmy pracować. Razem zrobiliśmy kilka piosenek, które tak naprawdę otworzyły mi drzwi do współpracy z muzykami w tej dziedzinie – opowiada Marta Chodyńska, dodając, że kiedy tworzyli vocal trance, w Polsce było niewielu jego twórców, a transowych wokalistek jeszcze mniej, więc przecierali szlaki. – Po pewnym czasie napisał do mnie Rafał Marzec, właściciel wytwórni Blue Wings Records, który wydaje taką muzykę, czy nie zaśpiewałabym do jego kawałka. A gdy okazało się, że dobrze się rozumiemy, nadajemy na podobnych falach, i gdy zaśpiewałam kilka piosenek, ta muzyka mnie wchłonęła. Pewnego dnia skontaktowała się ze mną wytwórnia z Niemiec, Grammer Music, która chciała ze mną podpisać kontrakt i wydawać ze mną piosenki. Zgodziłam się zachwycona propozycją i dzięki niej poznałam didżeja Arggica z Peru. Nasze utwory pojawiły się na spotify, itunes, deezer, co było również dużym osiągnięciem. To był dla mnie przełom, który otworzył przede mną kolejne drzwi. Warto zaznaczyć, że zawsze mam wpływ na to, co śpiewam. Nie jestem odtwórcą, a twórcą i współtwórcą. Mam wpływ na linię melodyczną, którą robię, oraz teksty, które sama piszę.

Marta z didżejem Arggiciem nagrała jedną piosenkę dla wytwórni, potem dwie kolejne. – Jedną z nich grają w peruwiańskich rozgłośniach Euphoria i Mushroom do dziś. Dwa lata temu byliśmy nominowani do nagrody za debiut roku. Impreza – SpoBeat Festival – odbywała się w Limie. I właśnie w Peru zaraziłam się zumbą, choć to miłość poprzedzona zachwytem salsą. Jako tancerka prowadzę od lat aktywny tryb życia i kocham sport, więc jako certyfikowana instruktorka fitness i dietetyk, zostałam właścicielką jednego z warszawskich klubów fitness, gdzie zarażam miłością do zumby inne kobiety. W tym czasie poznałam genialnego multiinstrumentalistę, Filipa Siejkę, który m.in. skomponował muzykę do filmu „Weekend”, komponował dla Patrycji Markowskiej, Łukasza Zagrobelnego, zespołów Feel, Perfect, Natalii Kukulskiej i Zbigniewa Wodeckiego. To jemu zdradziłam, że kocham taniec. I tak narodził się taneczny kawałek „Zumba”. Zumba jednoczy ludzi z całego świata, wspiera wielokulturowość, a jej hasłem jest Peace Love&Zumba, co dla mnie, aktywistki i filantropki, jest bardzo ważne. Mam w planach zrobić w Warszawie Zumbowy Festiwal, jakiego jeszcze w Polsce nie było, a jest organizowany każdego roku za granicą i występują w nim największe gwiazdy zumby, w tym sam twórca, Kolumbijczyk Beto Perez. Moja „Zumba” ma zachęcić ludzi do tańca. Śpiewam w niej o mojej miłości do tańca, bo ważne jest dla mnie, aby muzyką przekazać coś wartościowego, śpiewać o czymś dla mnie istotnym. Nad piosenką „Zumba” pracowali najlepsi muzycy w Polsce, a realizacją dźwięku zajął się ceniony Sławek „Guadky” Gładyszewski, który pracuje m.in. z Edytą Górniak, Andrzejem Piasecznym, Kasią Kowalską i Natalią Kukulską. Tekst do piosenki napisałam razem z Trevorem Jonesem, fantastycznym angielskim muzykiem – opowiada Marta.

Ostatni rok był dla Marty Chodyńskiej najlepszym okresem w dotychczasowym jej życiu. – I mimo że wcześniej wydawało mi się, że wszystko jest super, to teraz – gdy poznałam kolejnych fantastycznych ludzi – wiem, że jeszcze wiele wspaniałych doświadczeń przede mną, tym bardziej, że praca z profesjonalistami sprawia mi ogromną przyjemność i dostarcza satysfakcji.

Praca nad „Zumbą” trwała nieco ponad rok, a teraz przychodzi czas na kolejne propozycje. – Będę robić następną piosenkę. Teraz uderzamy w reggaeton, więc też tanecznie. Poza tym mam plany i postawienia. Oprócz muzyki w życiu wciąż towarzyszy mi malarstwo. Obrazy maluję do dziś. Moje hobby to także pisanie książek i być może niebawem wydam swoją pierwszą powieść.

Marta – mimo że na co dzień bardzo zajęta – stara się odwiedzać rodzinne miasto i rodzinę, którą tu ma. Widzi, jak bardzo Koło zmieniło się przez ostatnią dekadę. – Zmiany są ogromne. Miasto się rozwija. Cieszy mnie, że postała miejska pływalnia, że zmieniło się wnętrze Miejskiego Domu Kultury, są klimatyczne kawiarnie. Gdy byłam dzieckiem takich nie było. Ale jednak, gdy tu jestem, tęsknię za Warszawą. Brakuje mi mojego środowiska, z którym jestem mocno związana.

Marta Chodyńska to dowód na to, że w życiu najważniejsza jest determinacja i chęć walki o siebie. – Istnieje jednak coś takiego, jak kompleks małomiasteczkowy. Pamiętam, że zawsze żyłam marzeniami, ale gdy – jeszcze jako mała dziewczynka – mówiłam, że chcę pojechać w świat, tańczyć i śpiewać, spotykałam się z krytyką, że ktoś z małego miasta nie ma szans, by się wybić, i że na pewno mi się to nie uda. Ja natomiast chciałam pokazać, że będzie inaczej, że osiągnę to, o czym marzę. Chciałabym więc by wszyscy wierzyli we własne możliwości, nie zrażali się nieprzychylnymi opiniami i nie poddawali się, pomimo wszechobecnego hejtu. Zawsze należy walczyć o swoje marzenia i nigdy z nich nie rezygnować. Ja dodatkowo mam i zawsze miałam ogromne wsparcie w najbliższych i w osobach, których poznałam w Warszawie, i z którymi mam szczęście pracować.

link do wideoklipu „Zumba”:https://www.youtube.com/watch?v=YFl3csuPEeg&feature=youtu.be

zdjęcia: archiwum prywatne Marty Chodyńskiej